Człowiek
był, jest i powinien być człowiekiem dla... drugiego człowieka.
Głęboko
zakorzeniony kulturowo i religijnie w dziejach narodu i własnego rodu
respektował granice, które pomagały mu nie przekraczać norm uznawanych i przekazanych
przez pokolenia.
Człowiek szanował siebie
oraz był solidarny z innymi. W domu, mimo braku udogodnień cywilizacyjnych,
miał więcej czasu na dialog, słuchał drugiego i pomagał mu. Zawsze był też czas
na modlitwę.
W
ciągle rozwijającej się cywilizacji postępu człowiek niestety się gdzieś
zatracił. Z jednej strony zdobył wiedzę i mnóstwo nowych możliwości, tak że
świat stał się dla niego globalną wioską, z drugiej natomiast - pogubił
wartości.
Zbudował
bombę, aby zabijać niewygodną sobie drugą osobę. Nawet matki zaczęły zabijać
własne nienarodzone dzieci. Człowiek jako wielki samolub, zamknął się w swoim
indywidualizmie i zaczął kontemplować siebie. Zaczął wolność utożsamiać z
samowolą. Wydawało mu się, że wszystko może cokolwiek zapragnie. I zaczął realizować
wszystkie swoje „chcenia”. I zaczął wyrywać
drugiemu to, co ten zdobył w trudzie. Człowiek współczesny zaczął odrzucać
wszelkie prawa ludzkości przestrzegane przez pokolenia.
Zachciało
mu się życiowej przestrzeni, więc za cenę swej godności i upokorzenia rodziny doprowadził do jej
rozłamu. W imię wolności wszedł w pochód przeróżnych pochodów, - niby
tolerancji, lecz w istocie uwłaczających godności i tożsamości.
Ten człowiek zaczął podcinać
własne gałęzie. Jego drzewo pochodzenia zatraciło prawdziwe korzenie. A jakie
skutki? Zaczęły odpadać liście – pojawił się rozłam, podział w rodzinie i w
społeczeństwie. Zaczęły schnąć korzenie – odrzucono dziedzictwo niepodważalnych
wartości. I w tej wymarzonej wolności został człowiek zdezorientowany, stracił
cel, ideały oraz sens by BYĆ. Bardziej zależało mu na posiadaniu, na „mieć”.
Mimo, że się zabezpieczył bogactwami oraz wypełniał czas przyjemnościami -
przeżywał frustrację, gdyż wszystko dokonywał nieproporcjonalnie. Stracił serce
dla siebie i dla drugich. Stracił skarb szlachetności i dobroci. Stał się
nieznośny nawet dla samego siebie. Stres, depresje, nerwice i wszelkie
patologie stały się codziennością. Naprawdę to zagubił się w tym wielkim
chaosie, który sam zaprogramował i stworzył. Dokąd zmierza dzisiejszy człowiek
bez celu? Czy do BOGA? Ktoś, kto nie zna lub odrzucił normy postępowania
przyczynia się do rozwoju cywilizacji śmierci.
Czy i jak może ten człowiek zmienić dziś bieg
swojej historii? Powinien głębiej poszukać sensu swojego istnienia oraz starać
się odnaleźć tajemnicę radości i pokoju
serca. Powinien poddać się operacji usunięcia nowotworu grzechu, który zaczął
już niszczyć komórki wiary, nadziei i miłości.
Człowiek
naszej cywilizacji zmierzającej ku zagładzie gatunku – musi stanąć w obronie
samego siebie. W pokorze tylko może odnaleźć klucz, który na nowo otworzy
serce, by znów biło rytmem prawdziwej miłości, zrozumienia, współczucia,
wzajemnego szacunku i współpracy. Trzeba nam odbudować świat oparty na ludzkich
prawach i wyższych wartościach.
Człowiek
jest przeznaczony do wieczności i w swym założeniu ma odniesienie do
największej wartości – do BOGA, co go stworzył na swój obraz i swoje
podobieństwo. Jego zadaniem jest budowanie Cywilizacji Miłości w XXI wieku, aby
świat stawał się bardziej ludzki i bardziej chrześcijański skierowany na drogę
Prawdy, Jedności, Sprawiedliwości.
Tylko w taki sposób człowiek może być na nowo
szczęśliwym człowiekiem.
Pe. Jan Zasowski
*************************************************
Nenhum comentário:
Postar um comentário